06:00:00

Czas zatrzymany

To już czwarta książka tej autorki, którą mam przyjemność czytać, więc na dobrą sprawę sięgam w ciemno. Kryzys klimatyczny, jednostka a społeczność, refleksja nad tym, do czego nieuchronnie zmierzamy to u niej standardowe tematy. Co zatem mogło pójść nie tak?

Tytuł: Czas zatrzymany
Tytuł oryginału: Lukkertid

Autor: Maja Lunde
Tłumacz: Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska

Rok: 2023 / 2025
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 978-83-08-08587-5

6 czerwca coś się zmienia. Śmiertelne choroby przestają postępować. Bóle ustępują. Głód przestaje doskwierać, a nawet włosy i paznokcie przestają rosnąć. Nikt nie umiera – to chyba powód do radości? Ale dzieci nie rozwijają swoich funkcji poznawczych, nie dorastają, nawet się nie rodzą – zamknięte na nie wiadomo jak długo w stanie próżni i zawieszenia w brzuchach ciężarnych kobiet.

Czas ludzki się zatrzymał. I chociaż wydawać by się mogło, że pokonanie śmierci powinno się świętować, to jednak zahamowanie całkowitego rozwoju całego gatunku zaczyna być niepokojące. Bo tylko ludzki czas został spauzowany. Świat roślin rozwija się zgodnie ze standardowym cyklem – wzrastają, usychają, więdną i odradzają się ponownie.


Lunde przedstawia różne perspektywy – kobiety śmiertelnie chorej na nowotwór, starszego mężczyzny na emeryturze, uzależnionej od adrenaliny pracownicy zakładu pogrzebowego oraz młodego ojca czekającego na narodziny syna. Przyznaję jednak, że to kolejna książka, gdzie trudno sympatyzować z którąkolwiek z postaci – są nijakie lub pretensjonalne, płytkie, trzymające się tylko jednej cechy charakteru. Po raz kolejny chyba odnoszę wrażenie, że autorka nie lubi kobiet – postacie męskie wychodzą spod jej pióra bardziej skomplikowane, chociaż też nie trzyma się za nich kciuków.

Zatrzymanie czasu ludzkiego, które budzi niepokoje społeczne niby dzieje się na całym świecie, ale brak tu szerszego kontekstu i bardziej długotrwałej skali problemu. Autorka wprawdzie rzuca parę razy hasło o międzynarodowej wymianie doświadczeń, ale gdy główny wątek jest niedopracowany, to nie zmusza do refleksji nad naturą człowieka, tylko nad czasem zmarnowanym na lekturę.

O ile we wcześniejszych książkach jak Błękit (recenzja!) czy Sen o drzewie (recenzja!) mogliśmy się głębiej pochylić nad konsekwencjami naszych działań, a w Śnieżnej siostrze (recenzja!) nad ludzką naturą i emocjami, tutaj brakuje tego czegoś, tej iskierki, która sprawi, że coś wartościowego zostanie w nas po skończeniu książki.

Może to za krótka forma na tak obszerny temat (tylko 290 stron i duża czcionka), może to tylko literackie ćwiczenie po stronie autorki, ale możecie przejść obok książki obojętnie. 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu. 


6 komentarzy:

  1. Sama choruje na nowotwór, więc jestem ciekawa tej perspektywy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie czytałam książek autorki, ale planuję to nadrobić. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, świetnie! Ale nie zaczynaj od tego tytułu :D

      Usuń

Copyright © 2016 Redhead in Wonderland , Blogger